Projektariusze i projektariuszki to ciekawa grupa. Z jednej strony są zwierzętami społecznymi, stale pozostającymi w kontakcie z innymi ludźmi. Z drugiej strony są samotnymi wilkami, przedsiębiorcami siebie, z których każdy dla samego siebie jest kapitałem, inwestycją, jak i źródłem zysku. Nic dziwnego, że próby ich samo-organizacji przypominają wypasanie kotów – stworzeń znanych ze swojego indywidualizmu i niesforności, które jednak zachowują pewną dozę lojalności wobec swojej paczki. Uspołecznienie i atomizacja to dwie strony prekarnej egzystencji, która wymusza tworzenie jednego projektu za drugim i wiele projektów na raz. Wszystko to kosztem projektariackiej nędzy i zubożenia oddolnych sieci, w których na co dzień funkcjonują. Nadęte programy instytucji czy biennale są możliwe nie tylko dzięki publicznym subsydiom czy prywatnym inwestycjom, ale przede wszystkim poprzez notoryczne niedopłacenie artystycznej siły roboczej. Zresztą taka niedola nie dotyczy tylko projektariatu, także i sami pracownicy instytucji kultury są jedną z najgorzej opłacanych grup zawodowych w Polsce, zarabiając grubo poniżej przeciętnej. Sami artyści i artystki poniżej płacy minimalnej. O ile nędza projektowego życia motywuje do samoorganizacji, to już jej strukturalne przyczyny ją utrudniają. Powszechna w artystycznym obiegu konkurencja, skrajny indywidualizm, ciągła mobilność i powszechne zarobienie wywierają presję na projektariuszy i projektariuszki.
Wciąż jednak robotnicy i robotnice sztuki organizują się, żeby przerwać zaklęty krąg artystycznej nadprodukcji, podobnie jak proletariusze i proletariuszki tworzą związki zawodowe, żeby przerwać zaklęty krąg wyzysku. Impuls do tworzenia struktur wzajemnego wsparcia może być podobny, chociaż różnią ich warunki życia i pracy: presja środowiskowa różni się zasadniczo od groźby głodu. Projektriuszki czy projektariusze wydają się być ofiarami swoich własnych ambicji, niepewność ich losu wydaje się być prekarnością z wyboru, tak jakby z własnej woli odtwarzały warunki swojej opresji. Tak po części jest. Z drugiej strony żadna czy żaden z nich nie ustala reguł obiegu sztuki, w którym przyszło im tworzyć, pracować i żyć. A jego prawidła są nieubłagane – wszyscy rzucani są w wartki nurt globalnej cyrkulacji.
Czasami łatwiej jest projektariuszom czy projektariuszkom pojechać na międzynarodową konferencję w innym kraju niż wziąć udział w spotkaniu związkowym (piszę tutaj z własnego doświadczenia, bijąc się w piersi). Każdy, kto próbował zorganizować związek pracowników sztuki, przeprowadzić strajk artystyczny lub animować długoterminowe zmagania o poprawę projektariackiego losu, doskonale wie, że są to przedsięwzięcia równie niewdzięczne, jak próby wypasania kotów. Z drugiej strony, czarny kot jest symbolem dzikich strajków, często przyjmowanym za symbol anarchistycznych kolektywów czy związków zawodowych, aby podkreślić ich nieokiełznany charakter. W końcu „wildcat strike” to dosłownie strajk dzikich kotów. Takie strajki podejmowane są bez zgody związkowych centrali czy w poprzek obowiązujących ram prawnych, które utrudniają albo uniemożliwiają akcję strajkową. Zresztą wielkim problemem polskiego prawa związkowego jest brak możliwości uzwiązkowienia pracowników, którzy nie mają oficjalnego zatrudnienia. A przecież właśnie brak umowy o pracę jest jedną z częstszych form systemowego wyzysku. Praca tymczasowa, na samozatrudnieniu, na czarno albo przez agencje pracy tymczasowej jest chronicznym problemem zarówno pół-peryferyjnych, jak i „rozwiniętych” gospodarek. W tym sensie możliwość uzwiązkowienia jest „przywilejem” tych segmentów siły roboczej, które zatrudnione są na przysłowiowy etat. Co ciekawe – z tego przywileju nie korzysta zbyt wiele osób. W Polsce poziomy uzwiązkowienia są bardzo niskie – sięgające 10% pracowników najemnych – a szczególnie prywatne firmy często stosują agresywne metody antyzwiązkowe, które uzwiązkowienie utrudniają. Warto jednak zauważyć, że w polu sztuki sytuacja przedstawia się nieco odmiennie, ponieważ w ciągu ostatniej dekady spora część instytucji sztuki została uzwiązkowiona. Komórki Inicjatywy Pracowniczej, związku zawodowego o anarchistycznej proweniencji, działają na akademiach artystycznych, w metropolitalnych muzeach czy regionalnych galeriach sztuki. W tym sektorze związki zawodowe często stanowią jeden z ośrodków oporu przeciwko autorytarnej władzy. Większość tych instytucji jest publiczna i jako taka też jest silnie zależna od politycznych nacisków. Związki zawodowe zapewniały pewną ochronę przed mobbingiem dyrektorów nominowanych z nadania władzy czy miały wpływ na przebieg dyrektorskich konkursów. Także i w instytucjach nie-autorytarnych udawało im się wywierać spory wpływ na równość i jawność płac czy działać na rzecz zmniejszenia środowiskowej biedy. Jednocześnie funkcjonują one w centrali związkowej, która gromadzi pracowników i pracowniczki zatrudnionych czy to w magazynach Amazona czy w studiach CD-Projektu. Wytwarza się w ten sposób oś międzysektorowej solidarności, która też może mieć wpływ na ogólną sytuację pracowniczą w Polsce. Jak duży okaże się w perspektywie kolejnych lat.
Wciąż jednak artystyczny projektariat nie ma żadnego zakładu pracy, w którym mógłby się uzwiązkowić czy wokół którego mógłby się zorganizować. Fabryki sztuki są strukturalnie zatomizowane i rozproszone. To tam tresowane są zastępy artystycznych kotów, które następnie trzeba jakoś wypasać. Gdy pracownicy sztuki zbierają się razem, muszą nauczyć się trudnej sztuki podtrzymywania stałych kontaktów, pomimo odśrodkowych sił artystycznej cyrkulacji. Każdy zawsze jest gdzieś indziej, ganiając z jednego projektu na drugi. Z drugiej strony projektariat ma swobodę dysponowania swoim czasem oraz nie jest wystawiony na ryzyko zwolnienia, jak to ma miejsce wśród pracowników prywatnych firm. Rodzaje działań inicjowanych przez zgromadzenia pracowników sztuki są równie paradoksalne, jak samo pojęcie zaganiania kotów. Niełatwo je skategoryzować. Chociażby akcje nazywane "strajkami artystycznymi" często przypominają protesty lub pikiety i niekoniecznie wiążą się z bezpośrednią odmową pracy przez zaangażowanych artystów - co jest tradycyjnym warunkiem nazwania czegoś "strajkiem". Jednym z przykładów takich działań jest polski Dzień bez Sztuki, zorganizowany w 2012 roku przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, grupę aktywistów i aktywistek sztuki, koordynowany przez artystkę Katarzynę Górną i krytyka sztuki Karola Sienkiewicza. Dzień bez Sztuki sam określił się jako strajk artystyczny, choć technicznie był to raczej lokaut. Kilkadziesiąt instytucji sztuki w całej Polsce zamknęło na jeden dzień swoje siedziby na znak solidarności z artystami protestującymi przeciwko fatalnym warunkom pracy. W Zachęcie, centralnej instytucji sztuki w Warszawie, odbyła się konferencja prasowa, ale poza tym dzień ten nie był szczególnie widowiskowy, choć miał wiele reperkusji. Jednym z nich było uaktywnienie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej – nieformalnego „związku zawodowego” pracowników sztuki, który następnie angażował się w szereg walk związanych ze statusem artystycznego projektariatu. Chociażby wynegocjował wypłacanie podstawowych honorariów artystom i artystkom biorącym udział w wystawach czy innych programach instytucji. Zainicjował prace nad systemem ubezpieczeń społecznych dla artystów i artystek, które często – z racji na swój specyficzny sposób pracy – funkcjonują w Polsce bez prawa dostępu do opieki lekarskiej czy emerytur. W kontekście autorytarnych polityk kulturalnych OFSW często zajmowało stanowisko antagonistyczne wobec cenzury czy postępującego demontażu artystycznych instytucji. Organizując się wokół hasła "My, prekariat", włączyło się w szerszą dyskusję o losach prekarnych pracowników i pracowniczek. Obecnie OFSW jest w fazie reorganizacji i formalizacji, oficjalne stowarzyszenie ma zostać zalegalizowane jeszcze w tym roku, a w pracach biorą udział dziesiątki osób z całego kraju. OFSW zresztą nie jest jedyną organizacją tego typu. Chociażby międzymiastowe Plenum Osób Opiekujących się, prowadzone przez artystki-matki czy inne osoby mające zobowiązania opiekuńcze – podejmuje bardzo istotne dla funkcjonowania obiegu sztuki kwestie pracy opiekuńczej. Znaczenie tej pracy oraz potrzeby osób ją wykonujących są notorycznie marginalizowane przez instytucje sztuki, co prowadzi do strukturalnego wykluczenia kobiet czy matek z obiegu sztuki. Co ważne Plenum organizowane jest przez osoby, które są zarobione i często bywają wykończone. Jednocześnie muszą sprostać wymogom artystycznej cyrkulacji, jak i podejmować nieopłatną pracę domową. Są jednak w stanie wytworzyć w praktyce nowe, oparte na wzajemności formy działania. Projektariacką niezależność przekuwają w kanwę dla współzależności. Można mieć tylko nadzieję, że zaowocuje to trwałymi zmianami w sposobie zorganizowania życia i pracy projektariatu.
\\
- IMAGE CREDITS
Cover: Kurt Weinhold, Das Schweigen im Walde, 1929. Kunstmuseum Stuttgart, ˝ Nachlass Kurt Weinhold, Calw / Wuppertal. Photo: Kunstmuseum Stuttgart.